FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Nocna wyprawa Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Finch
Tańczący z Postami
Tańczący z Postami



Dołączył: 10 Mar 2006
Posty: 1711
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 15:40, 14 Kwi 2007 Powrót do góry

Therion obdarzył Sieklika płomiennym spojrzeniem
- Może będzie lepiej jeśli wyjaśnimy tę sytuację - wycedził. - Z nas wszystkich wypiłeś najwięcej. Próbując zgasić ognisko, wskrzesiłeś pożar. W dodatku zaatakowały nas wilkołaki, a ty wziąłeś jednego za osiołka. Chyba zdajesz sobie sprawę z tego, co mogloby się z tobą stać gdyby nie Fist.
- Ehm... - Sieklik zmarkotniał i spojrzał na zebranych kompanów - To prawda? Ja... chyba pamiętam jakieś zwierzątko.. Przepraszam. Naraziłem was na niebezpieczeństwo. Ja... mam odejść?
- Nie wygłupiaj się - odrzekł bóg. - Wszystko się dobrze skończyło. Nie możesz - i wiem, że nie chcesz - odejść. To dopiero początek wyprawy. Będziesz przydatny, ale tylko trzeźwy - zachichotał i zwrócił się do pozostałych - Właśnie, jeśli mowa o trzeźwości to czy ktoś tego wieczoru nie pił? Prócz Fistana, oczywiście.
- Chyba tylko Fituknit - Hal uśmiechnęła sie rozbrajająco i dodała - Osobiście tylko jeden kufelek... Za to nie wiem jak Drago...
- Czik! Jaaa? Nieee... Czik. Przecieżżż znalazłem Siekli-czik!-ka. Chociaż.. no może czik! troszkę..
Therion spojrzał na grupę ze zrezygnowaniem.
- I to ma być wyprawa? Finch, nie mów, że ty również.
- Nie...
- Dzięki bogu! - wszyscy spojrzeli na niego zdumieni. - Znaczy, no... wiecie. A, i tak jesteście pijani. W takim stanie nie zajedziecie daleko. Niedługo będzie świtało. Zmarnujemy dzień na to byście wytrzeźwieli.
- Chyba mam coś co im pomoże. - Finch pogrzebał chwilę w torbie. Uniósł brwi, gdy dostrzegł, że ktoś w niej szperal. - Sieklik! Oddaj tę marchewkę, trzeba będzie nakarmić Chnifa. O! Mam! To wam pomoże.. Musicie je rzuć przez parę minut. Trochę gorzkie, prawda. Później dostaniecie następne.- wyjął parę liści ziół i rozdał po jednym każdemu zgromadzonemu, prócz Theriona i Fistana. Coś mu się nie zgadzało... Jedna osoba za dużo. Spojrzał na stojącego przy drzewie paladyna. "To chyba ten co krzyczał"- pomyśłał. - Kim jesteś? Co tutaj robisz? - Cała drużyna spojrzała na świętego wojownika.
- Jestem Raenef. - rozpoczął przybysz...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Raenef
Zwiastunik Zagładki
Zwiastunik Zagładki



Dołączył: 05 Sie 2006
Posty: 51
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 16:40, 14 Kwi 2007 Powrót do góry

- Jestem Raenef - zacząłem - Paladyn Świętego Zakonu Boga Chaosu Theriona. Wiem, że to może wyglądać dość dziwnie. Ale ja naprawdę jestem tu przypadkiem. Tak sobie przejeżdżałem obok i zobaczyłem ognisko. Usłyszałem śmiechy. Przystanąłem aby zobaczyć co się dzieje i nagle wybuchł pożar. Zaatakowały wilkołaki więc ruszyłem na pomoc wam i tej pięknej pani - rzekłem wskazując Hal.
Podróżni popatrzyli na mnie z delikatnym wyrzutem.
- No dobra - krzyknąłem - Śledziłem was.Wydawaliście mi się dziwna kompanią, więc chciałem zobaczyć kim wy jesteście. Macie szczęście, że to zrobiłem bo byście już byli żarciem tych wilkołaków. Ten akrobata wszystkich was by nie uratował...
Widząc brak zrozumienia zwiesiłem głowę i rzekłem.
- Ech. Idźcie spać. Ja się już wyspałem. Przypilnuje, żeby nikt wam nie przeszkadzał w odpoczynku po tym obrzydliwym pijaństwie. - Therion nie pochwala takich rzeczy - pomyślałem sobie. Ale jedna rzecz mnie frapuje. Gdzie wy się taka dziwną kompanią kierujecie?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Gothar
Duch



Dołączył: 30 Mar 2006
Posty: 3006
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 9:04, 15 Kwi 2007 Powrót do góry

Gothar jak co wieczór przeglądał bilanse dnia. W ich skład wchodziły przeróżne podatki, raporty wojskowe, przelewy i wpłaty do skarbca klanowego, opłaty stałe, wiadomości przyniesione w ciągu dnia przez posłańców, podania i prośby, ale również nieocenione ekspertyzy Hugo, czy najróżniejsze komentarze, opinie i uwagi jego małżonki. Uśmiechnął się w duchu. Halkione znowu zwiała w ostatniej chwili, żeby nie musieć przeglądać ton papierów. Fakt, prowadził nocny tryb życia, co często irytowało mistrzynię, gdy przybiegał do niej w środku nocy z rozwiązaniem jakiegoś problemu czy starannie pisanym raportem. Na szczęście jest ona na tyle wyrozumiała, że tylko znika, dając w ten sposób do zrozumienia, że "nie teraz, Gothar!". Woli ją znikniętą, niż z ładunkiem elektrycznym w rękach.
Podszedł do jednego z długich regałów w komnacie i zaczął jeździć palcem po grzbietach ustawionych na nim książek. Na półce piątej znajdowały się finanse klanu, wszystkie ułożone były w kolejności chronologicznej. Zbliżając się do końca zbioru, wyciągnął ostatnią kronikę i otworzył na stronie z widniejącą nań dzisiejszą datą. Wsunął pomiędzy kartki dopiero co sprawdzone dokumenty, zamknął księgę i odstawił na miejsce. Codzienność. Wrócił do dużego stołu w rogu komnaty, sprzątnął wszystkie papiery, jeszcze raz doglądając ich poprawności i przetarł blat zwilżoną szmatką. Czysto; nienawidził nieporządku. Gdy wszystko było już jak należy, rozsiadł się wygodnie w miękkim fotelu, zamknął oczy i zaczął rozmyślać. Często sam nie nadążał nad swoimi myślami. Jeszcze nie rozważył jednego tematu, już jego umysł zastanawiał się nad czwartym czy piątym. Bywa to kłopotliwe, ale przydaje się w sprawach wymagających szybkiej decyzji. Nie zdążył na dobre utonąć w rozważaniach, gdy nagle otworzył oczy i spojrzał na księżyc.
- Druga faza, czwarta straż - powiedział cicho, wyglądając przez okno. Godziny były jeszcze mało pewnym wyznacznikiem czasu, choć niezwykle pomysłowym, przyznawali to wszyscy, choć niejeden potknął się już na niemożności ich dokładnego ustalenia. Ale na księżycu jeszcze nigdy nikt się nie zawiódł. Fazy wyznaczały główne części nocy, zaś jednostki zwane "strażami" - co ma swoje źródła w ustalaniu zmian straży nocnych - około dwugodzinne okresy czasu, poczynając od zmierzchu.
Usłyszeć dało się ciche stuknięcie za oknem i zaraz pojawił się za nim mały zwitek papieru na gzymsie. Punktualnie.
Gothar wziął ze sobą kawałek pergaminu, rozpieczętował kilkoma prostymi przeciwzaklęciami i spalił, tworząc dłonią niszczący płomień. Zapamiętać. Doskonała pamięć w tych sprawach to podstawa, bo zapisywanie tego bez wyrafinowanej magii nie byłoby mądre. "Trochę ucierpieli na obronie, ale zwerbowali więcej piechurów" - przeanalizował szybko to, co przed chwilą spłonęło w jego ręku.
- Dość tej polityki i dokumentów na dziś - zrobił krótką pauzę, zdając sobie sprawę, że owe "dziś" się dopiero zaczyna. Wypowiadanie tego typu zdań w środku nocy zawsze wiązało się z pewnym ryzykiem niefortunnego dobrania słów - Czas na chwilę relaksu - kończąc te słowa stał już u progu drugiego z pomieszczeń komnaty. Od pierwszego różniło się ono diametralnie. Przede wszystkim dało się czuć w nim charakterystyczny zapach. Był dość intensywny, ale przyjemny. Na pierwszy rzut oka było widać, że to pracownia. Już samo spojrzenie na liczne urządzenia do destylowania, odparowywania, gotowania, podgrzewania, spalania czy miażdżenia wystarczyło, by określić, że to pracownia druida. Półki pełne były rozmaitych ziół, kwiatów i owoców, jak również co cenniejszych reagentów ze wszystkich zakątków Krainy, wszystko starannie poukładane - w tym fachu nie ma miejsca na błędy czy niedociągnięcia. Gothar czuł się tu jak w niebie. Uciął trzy kwiaty nifredilu ze świeżo dostarczonej gałązki i dodał je do bulgoczącego cicho wywaru, który mieszał regularnie od czterech dni. Uwielbiał spontaniczność i eksperymenty w tworzeniu nowych mikstur. Obecny projekt pochłaniał mu bardzo niewiele czasu, więc wyrównał jeszcze starannie wszystkie noże i sztylety (nie mogą być to byle ostrza - roślina czuje czym jest krojona i od tego właśnie zależy jaki będzie miała zapach, smak, kolor, lub jaką nada konsystencję wywarowi) na jednym ze stołów i udał się na późno wieczorny spacer po błoniach. Założył na siebie ciemnozielony płaszcz z głębokim kapturem - swój ulubiony - i spokojnym krokiem udał się w kierunku wrót Twierdzy. W zamku - czy było to wczesne popołudnie, pora posiłku, czy środek nocy - zawsze można było kogoś spotkać. Mijając się w korytarzu z Galdirem, wymienili szczere uśmiechy, jakby przypomnieli sobie jakiś wyjątkowo lubieżny kawał, a na schodach spotkał dziadzia Paula, który, mimo sędziwego wieku, nadal trzyma się wyśmienicie, co więcej - trzyma się lepiej od wielu młodych. Do tych "wielu młodych" należy również Gothar, który nigdy nie wyróżniał się tężyzną fizyczną czy postawną budową. Choć twarz ma nienaznaczoną zmarszczkami, a oczy wiecznie roześmiane, wygląda jakieś dziesięć lat starzej niż ma rzeczywiście. Wiecznie trwające choroby mocno, wynikające z wielu prac nad często niebezpiecznymi wytworami, osłabiają go fizycznie, na co pomóc nie mogą nawet najlepsze mikstury. A byłoby to wtedy jako taka sprawiedliwość - mikstury zabrały mu sporą część zdrowia, to miło by było, gdyby też trochę oddały. Przy jako takiej sprawności ruchowej przytrzymywała go niemała dawka magii najlepszych czarodziejów Imperium i liczne eliksiry o profilaktycznych zastosowaniach. Mimo to nie narzekał, nie robił z siebie kaleki, lecz nie ukrywał swej słabości.
Dochodząc już do wyjścia z Twierdzy, dostrzegł grupkę rozmawiających osób. Księżyc zbliżający się do trzeciej fazy świecił dość jasno, by mógł rozpoznać persony.
- Halkione, Sieklik - na następnej sylwetce dłużej zawiesił wzrok - Aha, zawsze doskonale kryjący się Fist, Therion - łatwo było to rozpoznać, spoglądając na ziemię pod nim. Znajdowały się na niej jeszcze czerwone ślady po niewątpliwie efektownej materializacji. Dostrzec można było jeszcze niewielki wóz zaprzęgnięty jaszczurem. Gothar przyjrzał się wysokiej postaci rozmawiającej z klanowiczami - Hm... Czy to aby przypadkiem nie Klonus? Ciekawe co sprowadza go w nasze strony...
Druid już chciał ruszyć w stronę rozmawiających, gdy Ci wyruszyli z kopyta.
- Gdzie ich tak gna? - zapytał sam siebie. By się tego dowiedzieć, potrzebował transportu. Byle nie konno, zawsze wydawało mu się to okropnie niewygodne. Ale zwierzęta go kochały, od dziecka wychowywał się wśród nich, przez co właśnie - nie tyle z wyboru, co raczej z przeznaczenia - podąża ścieżką druida. Wyszedł przed bramę główną zamku, przeszedł brukowaną drogę i wszedł kilkanaście kroków w las. Tu czuł się naprawdę jak w domu. Nie musiał długo czekać, żeby na jego ramieniu pojawił się przepiękny sokół łowny, a sarny przybiegły na pobliską polanę, spoglądając na niego zaciekawione. Szepnął kilka słów do silnego drapieżcy o ciemnobrązowych piórach, po których ten odleciał.
- Świetnie, teraz tylko jakiś transport... - zamknął oczy i nasłuchiwał. Po chwili odwrócił głowę i spojrzał prosto w oczy brązowego niedźwiedzia. Za wolny. Rzucił okiem na księżyc będący już w czwartej fazie. Zaraz będzie świtać. Zagwizdał cicho i ruszył w kierunku pobliskiego wodopoju dla zwierząt. Po wielu namowach udało mu się nakłonić Theriona, by zrobił tu takowy. Gdy dotarł do zbiornika, na miejscu czekał już na niego wyjątkowo potężny wilk. Stojąc prosto miał głowę na wysokości przeciętnego człowieka. Gothar zarzucił na głowę kaptur, wtopił ręce w gęstą, czysto szarą sierść zwierzęcia i dosiadł drapieżnika, mocno przylegając do jego szyi. Sokół, któremu dał polecenie jakiś czas temu, wrócił i od razu począł dziobać go lekko w dłoń. Druid wyjął niewielką kostkę przypominającą te, które daje się koniom. To jeden z jego niedawnych pomysłów - wygotowane mięso, oblane żywicą sosen, na koniec wysuszone, co nadawało smaku, ale też praktyczności. Spojrzał głęboko w kasztanowo brązowe oczy ptaka. "Podążają w stronę Nivrim. Jest jeszcze ktoś, kto podąża bezpieczną, ale łatwą do wykrycia odległość za nimi. Uzbrojony" - dało się wyczytać. Wygładził pióra ptasiego myśliwego, dał się jeszcze kilka razy dziobnąć i pozwolił krewnemu orła odlecieć. Ruszył w drogę, której starał się w miarę możliwości nadać charakter pościgu. Wilk spisywał się doskonale. Utrzymywał dobrą prędkość, nie pozwalał spaść pasażerowi i wybierał drogę, która zawierała jak najmniej krzaków i zgliszcz. Gothar - mimo że dopiero zbliżał się świt - wolał unikać głównego szlaku. Jest zbyt wiele osób, które nie przepadają za Jeźdźcami Apokalipsy, zaś samotny druid z owego klanu stanowiłby smakowity cel dla potencjalnych interesantów. Choć znał pewne tajniki magii, natura mu sprzyjała i nie dałby sobie tak łatwo wlać, wolał unikać bezpośrednich starć, co przy jego stanie zdrowia i ogólnej sprawności fizycznej wydawało się naturalne.
Zatrzymał się na krótki postój, by napoić wilka i sprawdzić, czy ciągle trzyma się odpowiedniej trasy. Tropienie. Kolejna cenna umiejętność druida. I nawet nie mowa tu o tropieniu ludzi, bo ci, w porównaniu ze wszelaką zwierzyną, pozostawiali tak liczną ilość śladów, że wydawało się, jakby same wołały o znalezienie. Wyszedł na główny szlak. W oczy od razu rzuciły mu się ślady powozu Klonusa, który widział przed wrotami i charakterystyczne odciski jaszczura. Pięć koni - Hal, Theriona, Sieklika, Drago i Fista, plus jeszcze dość świeże ślady jednego wierzchowca. Nadrobił więcej niż się spodziewał. Prędzej czy później dojechałby do wyprawy, bo ciężko zgubić trop pięciu parzystokopytnych, olbrzymiego jaszczura i drewnianego powozu, ale jego bardziej ciekawiła persona na nie tak dawno okutym wierzchowcu. "Można założyć, że gdyby była to osoba przyjazna, dołączyłaby już do szóstki podróżujących, co w tempie ich podróży nie wydawało się niczym trudnym" - pomyślał. Wilk zniecierpliwiony długim czekaniem, wyraźnie mający dość świeżej wody, wyszedł na drogę spoglądając na Gothara pytającym wzrokiem.
- Już ruszamy - rzekł do zwierzęcia i dosiadając go ponownie, ruszył w dalszą drogę.
Podróż trwała jeszcze do wieczora. W międzyczasie zatrzymywał się na liczne postoje, przygotował posiłek "z natury" - czerpiąc jedynie z dóbr Matki, dał swemu nietypowemu środkowi transportu trzy okazje do polowań, korzystając z okazji uzbierał trochę wyjątkowo okazałych egzemplarzy co rzadszych kwiatów i ziół. Jego dystans zarówno do nieznajomego jak i do "turystów" zmniejszył się znacznie, dogonienie ich było kwestią dwóch kwadransów.
- Zagoszczę na ognisku, które niewątpliwie rozpalą. Mam nadzieję, że się nie obrażą - uśmiechnął się i spojrzał na słońce. Chyliło się już ku wysokim szczytom Peroli - Nie ma co tracić czasu, chciałbym jeszcze z nimi chwilę porozmawiać, zanim padną pijani - roześmiał się głośno, zwracając na siebie uwagę całej rodziny wiewiórek, która przyleciała do jego stóp - No i pozostaje jeszcze nieznajomy. Myślę, że ma podobne plany do mnie. Spotkamy się więc wszyscy w jednym miejscu - rzucił ciemno rudej familii kilkanaście orzechów, poklepał wilka po potężnym grzbiecie i dosiadł go po raz ostatni na oczach dzisiejszego słońca.

* * *

Zbliżając się do widocznej z daleka łuny ogniska i od jakiegoś czasu wyczuwalnego dla czułego nosa Gothara dymu i pieczonego mięsa, usłyszał gwar znanych sobie dobrze głosów. Początkowo przypuszczał, że to po prostu zwykłe odgłosy uczty, ale z miarowym przybliżaniem się do źródła dźwięków, wychwycił doskonałym słuchem nerwowy ton co poniektórych głosów, krzyki, nutkę paniki i dodatkowo, co jeszcze bardziej napełniło go niepokojem, nieznajomy sobie baryton, niewątpliwie należący do śledzącego znajomego. Przyspieszył znacznie drapieżnika i przywołał myślami pobliskie, co większe dzikie zwierzęta. Cztery wilki, niedźwiedź, lis, trzy sowy królewskie. Jeden z puchaczy znajdował się blisko akcji, Gothar delikatnie skierował jego myśli na zdarzenia. "Walka" - tyle udało mu się wychwycić. Jeszcze raz poszukał myślami potencjalnych pomocników śród mieszkańców lasu. Skalę jego zdziwienie porównać można było tylko do uczucia, jakie czuje mężczyzna, który dowiaduje się, że będzie ojcem. Z czterech "psów lasu", pozostały już tylko dwa. Czyżby dołączyły się do walki? To niedorzeczne, musiałyby zostać jakoś sprowokowane. Pokierował niedźwiedzia - a był to przepiękny lśniąco czarny baribal górski - by kierował się ku ludziom. Sam zaczął kumulować manę, której nie miał za wiele. Na kilka mocnych zaklęć starczy.
Po kilku, może kilkunastu minutach udało mu się dotrzeć do obozowiska. Na ziemi leżało pięć wilków. Gothar poczuł ukłucie w sercu. Ale niebezpieczeństwo zniknęło. Tajemniczy nieznajomy jeszcze żył, więc nie było tak źle.
- ... Gdzie wy się taka dziwną kompanią kierujecie? - usłyszał pytanie postawnego mężczyzny.
- Dobre pytanie, obiecałem sobie w bramie Twierdzy, że wam je zadam, ale od tego czasu mi skutecznie zwiewaliście - zaintonował Gothar, wchodząc na polanę. Nikt nie ukrywał zdziwienia, widząc go tutaj - Widzę też, że świetnie się bawiliście, zabijając niewinne zwierzęta - spojrzał na każdego osobna, dłużej zawieszając wzrok na Fistanie, którego okrzyki radości i szczęścia mieszane z odgłosem łamanych rdzeni kręgowych wywołały w druidzie zniesmaczenie.
- To nie były wilkołaki? - spytał lekko rozkojarzony Finch.
- Nie. Po pierwsze - gdyby to były wilkołaki, leżeliby tu martwi pod postacią ludzką. Po drugie - poruszały się na czterech łapach, powinniście dostrzec taką rzecz. Po trzecie - nie mamy pełni, a nie wyglądają mi oni na animagów. Na pewno nie jest to też urok, poruszałyby się niezdarnie i was nie atakowały. Po czwarte - gdyby to były wilkołaki, część z was już by nie żyła. Szczególnie spoglądając na stan co poniektórych z kompanii - spojrzał z uśmiechem na Sieklika - Minęło, nie wróci - skierował swój wzrok na wyraźnie rozjuszonego wilka, na którym tu przyjechał - Aha, poznajcie Hiuka - wskazał ręką swój środek transportu. Psowaty drapieżca spojrzał pytającym wzrokiem na druida, ten pokiwał głową i ssak oddalił sie w las. Gothar westchnął ponownie, odwołał jeszcze niedźwiedzia, który zbliżał się do obozowiska i spytał ponownie:
- Więc? Gdzie was tak gna?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Halkione
Administrator
Administrator



Dołączył: 11 Wrz 2005
Posty: 3742
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Nie 23:45, 15 Kwi 2007 Powrót do góry

- Więc? Gdzie was tak gna? – Gothar stał i patrzył wyczekująco.
- Do Zumbershwainu – powiedziała Halkione- Miło Cię widzieć, Gotharze, cieszę się, ze do nas dołączyłeś. Tylko, na bogów, skąd żeś wytrzasnął tego swojego wilka? Konie nam przecież oszaleją ze strachu…, choć może, jak będziesz trzymał się nieco z tyłu, to dotrzemy na miejsce nadspodziewanie szybko?
- Och, wybacz moje maniery, drogi Raenefie – Halkione skłoniła się lekko w stronę przybysza- Witam i Ciebie w naszym skromnym, i jakże oryginalnym towarzystwie. Pozdrowienie także dla całego twojego klanu. – uśmiechnęła się - Postanowiliśmy wybrać się na wakacje, żeby odpocząć od miejskiego zgiełku i codziennych obowiązków. Przyznasz, ze Zumbershwain brzmi ekscytująco jako cel wyprawy?
Fitukint, siedzący dotąd spokojnie na ramieniu czarodziejki wydał przeraźliwy pisk, i zostawiwszy po sobie kilka bolesnych zadrapań na dekolcie Halkione w panice schował się pod jej płaszcz. Wystawał jedynie kawałek ogona, zakończony ostrą strzałką. Nad nimi kołował sokół, jeszcze niedawno przywołany przez Gothara. Ptak zatoczył jeszcze jedno koło, po czym wylądował na ramieniu druida.
- Zlituj się, Gotharze.. Nie dość, ze konie stracą zmysły na widok twojego wierzchowca, to jeszcze biedny Fit zejdzie mi tu na zawał…

Wogul miał dziś ciężką noc. Siedział ze wszystkimi przy ognisku, uważnie obserwując otoczenie. A dokładnie ta jego cześć, w której znajdowały się beczułki z piwem. Właściwie, to skupił się na jednej z nich, która większości biesiadujących wydawała się już prawie pusta… Wyczekał na odpowiedni moment i powoli się do niej zakradł, uważając, alby Halkione nie śledziła jego poczynań- na szczęście była zajęta swoją beczułką… Fit podfrunął kawałeczek i znalazł się na krawędzi beczki. Obszedł ją starannie dookoła, w poszukiwaniu uchwytów przytrzymujących wieczko- znalazł. Udało mu się dostać do środka i ku swej wielkiej radości odkrył całkiem spora kałużę złocistego płynu na dnie naczynia- bez wahania sfrunął na dno i rozpoczął ucztę.
Jakiś czas potem obudził go harmider toczącej się na zewnątrz bitwy. Fit wstał, czknął potężnie, zatoczył się i usiadł z powrotem. Położył się i spojrzał na gwiazdy, które natychmiast rozbiegły się – każda w inną stronę. Niedobrze… Potężne czknięcie dało mu tym razem dość energii, by usiąść. Rozprostował skrzydełka i postanowił sprawdzić, gdzie też może być Halkione… Imponującym skokiem poderwał się do lotu, wzbił w powietrze i odbiwszy się od drewnianej ścianki upadł znowu- tym razem nie na podłogę jednak, co na drugą ściankę. Świat zaczął wirować. Coraz szybciej i szybciej… i Fit rozpoczął swoją szaleńczą przejażdżkę beczką w stronę rzeki. Beczka przekoziołkowała po zboczu, podskoczyła na krecim kopcu i z hukiem rozbiła się o nadbrzeżny kamień. Ledwo przytomny wogul wytoczył się na trawę i usnął.
Rano znalazła go Halkione. I nie dość, ze nie okazała ani odrobiny współczucia, to jeszcze wykąpała! Zdaniem Fita była to czynność całkiem zbędna, bo po pierwsze, nie on jeden pachniał wczorajsza ucztą, po drugie nie popełnił żadnego przestępstwa, żeby go za to tak surowo karać. Od czasu kąpieli siedział naburmuszony na ramieniu swej opiekunki skarżąc się w duchu na niesprawiedliwość świata. A teraz jeszcze ten sokół- skaranie boskie. Fit pisnął głośno dla wyrażenia sprzeciwu wobec nieprzyjaznej wogulom postawy świata i czmychnął do kieszeni czarodziejki.

- Tymczasem może zaproponuję Wam skromne, obozowe śniadanie? Zapewne jesteście znużeni długa drogą, a i nam przyda się odrobina strawy dla pokrzepienia po trudach nocy. Co prawda mamy tylko skromne, podróżne racje, ale może udało by się złapać w rzece kilka ryb? Skoro i tak mamy tu zostać nieco dłużej…


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Klonus
Obserwator



Dołączył: 06 Kwi 2007
Posty: 574
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bydgoszcz

PostWysłany: Pon 12:02, 16 Kwi 2007 Powrót do góry

Wtem od strony rozprzęgniętego wozu, który pozostał na skraju polany, dobiegł zgromadzonych głos:
- Kto rano wstaje... ten sie nie wyśpi.
Najwidoczniej to Klonus, który zrobił sobie na pace prowizoryczne posłanie, obódził się pod wpływem pierwszych promieni słońca. Chyba starał sie wstać, ale podczas snu przybrał tak fikuśną pozę, że było to co najmniej trudne. Po pięciu, czy sześciu próbach udało mu sie jednak usiąść. Zeskoczył dziwacznie na długie nogi i zakołysał sie na nich niepewnie. Rozejrzał się po polance.
- Taaa... - stwierdził - Ja wszystko widziałem... - zapewnił zgromadzonych.
Dopiero teraz jego wzrok spoczął na nich. Chyba zorientował się, że jest ich więcej, niż było, bo wyciągnął długi palec i wskazał na nowoprzybyłych.
- Gothar i... - chwilę szukał w pamięci imienia - Reanef. Was jeszcze wczoraj tu nie było...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Fistandantilus
Tańczący z Postami
Tańczący z Postami



Dołączył: 10 Wrz 2005
Posty: 1520
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Jelenia Góra

PostWysłany: Pon 16:39, 16 Kwi 2007 Powrót do góry

Czarny kot chciał przeciec wam droge...ale Fist poczęstował go sztyletem.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Raenef
Zwiastunik Zagładki
Zwiastunik Zagładki



Dołączył: 05 Sie 2006
Posty: 51
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 20:21, 16 Kwi 2007 Powrót do góry

Spojrzawszy ze zdziwieniem na druida powiedziałem:
- Pewnie masz rację panie druidzie. Jednak jedna rzecz mnie zastanawia. Od kiedy to tak nieliczna grupa wilków atakuje duże obozowisko? Nie ma zimy więc nie były głodne. Nie widzę piany na ustach więc nie są wściekłe. Co więcej. Nawet jakby były głodne to najpierw zaatakowałby konie, bo te będąc większymi zdawałyby się im groźniejszymi przeciwnikami. Jak to wyjaśnisz druidzie?
Co do śniadania - skierowałem swe oczy na Halkione - w sumie w ramach rozgrzewki możemy złowić jakieś rybki lub zapolować na zwierza w lasach. Może będzie więcej "wilków" - powiedziałem ironicznie patrząc na druida. Zmierzamy do Zumbershwainu? Myślałem, że ta kraina istnieje tylko w bajkach dzieci. A powiecie może jak zamierzacie tam dojść? W legendach mówią, iż aby się tam dostać trzeba być człowiekiem bez skazy a co do tego dziewica/prawiczkiem. A wiecie co mówią o dziewicach? Że łatwiej potwora z Nottern pokonać iż taką znaleźć powyżej wieku lat 11.... Czyli w którą stronę będziemy zmierzać? Gdzież jest ta mityczna brama?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Gothar
Duch



Dołączył: 30 Mar 2006
Posty: 3006
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 6:51, 17 Kwi 2007 Powrót do góry

Druid na prośbę Halkione odesłał sokoła wędrownego i puścił wolno wilka, na którym przyjechał.
- Polować na zwierzęta? - Gothar spojrzał na Raenefa - To ja może podziękuję. Właściwie w celu przeciwstawienia się temu mógłbym wysłać teraz ostrzegawczy impuls do wszystkich zwierząt w okolicach jakiejś mili, ale... - urwał, nie chcąc wszczynać niepotrzebnej kłótni - Pytasz o wilki. Sądząc po ranach pierwszego zabitego, został zaatakowany z zaskoczenia, prawdopodobnie przez jakiegoś nadgorliwego paladyna z imieniem boga na ustach. Rzecz sprowadza się do prostego aspektu - wilki, jak wszystkie zwierzęta z rodziny psowatych, mają niezwykle czuły węch, zwabiły je tu zapachy dochodzące z obozowiska. Nie miałeś okazji tego zauważyć, bo jeden z nich leżał już trupem z Twojej ręki, ale nie przyszły tu ze złymi zamiarami. Zaledwie mały procent zwierząt dzikich jest agresywny wobec ludzi bez żadnej przyczyny. Cała reszta atakuje jedynie w sytuacji zagrożenia. Instynkt - druid jeszcze raz spojrzał na martwe ciała zwierząt, po czym skierował swój wzrok na Halkione i Theriona - Nie przedłużajmy. Prowadźcie.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
1therion
Administrator
Administrator



Dołączył: 17 Cze 2005
Posty: 1862
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gród nad Pisią

PostWysłany: Pią 22:25, 20 Kwi 2007 Powrót do góry

-Gotharze, wydawało mi się, że już to kiedyś ustaliliśmy. Ludzie jedzą mięso i nie możesz nic z tym zrobić. My nie zmuszamy Ciebie, żebyś był mięsożercą, Ty nie próbuj na siłę zrobić z nas tych ... no ...wegetatyrw... no tych, co miąs nie jadają. Żyj i pozwól umrzeć innym, czy jakoś tak.

Therion zwrócił się do paladyna.
-Witaj zatem wśród naszej gromadki Raenefie.
-Masz nade mną przewagę, panie.
-? - mina Theriona wystarczała za tysiące słów.
-Znasz moje imię.
-Ach tak, gdzie moje maniery. Co to ja ... ach tak. Już. Pozwól, że sie przedstawie. Nazywam się - tu zrobił krótką, ledwo dającą się wyczuć przerwę - Targaryen. Jednak możesz mi mówić Tan, żeby było krócej.
Zauważyłem tą przerwę starcze - pomyślał do siebie Raenef - tak, tą przerwę, którą zrobiłeś zanim wypowiedziałeś swe imię. Tego mnie długi czas uczyli, wykrywać wszelki przejaw kłamstwa i fałszu. Ciekawe, jakie naprawdę nosisz imię, że musisz je ukrywać nawet przed paladynem. Ale w końcu się dowiem, czeka nam całe mnóstwo dni podróży, zanim dotrzemy do celu

Therion złowił spojrzenie Raenefa. Przyszedł mu do głowy pewien pomysł...

Wtem, niespodziewanie polanę zalała fala czerwonego światła. Rośliny zaczęły parować, pary ich łączyły się, tworząc coś w rodzaju nisko zawieszonej chmury. Po krótkiej chwili mgła zaczęła się formować i przybrała kształt oka pozbawionego źrenic.
-Raenefie! - tubalny, głęboki niczym dźwięk dzwony głos zalał polanę.
Paladyn gwałtownie zbladł, po czym padł na kolana.
-Panie, jam niegodzien, byś do mnie przemawiał.
-Dobrze się stało, że tu trafiłeś -bóg najwyraźniej zignorował całkowicie wypowiedź Ranaefa -podróżuj z nimi, to ważne. Taki jest Plan.
-Jaki plan, panie?
-Uważaj jednak na starca - bóg standardowo zignorował pytanie - jest fałszywy i dwulicowy. Zwodzi Cię i innych. Pamiętaj, że nie możesz mu ufać.

-Raenefie, wszystko w porządku? - zatroskany Sieklik przykucnął obok zbrojnego.
-Dlaczego nie padliście na kolana? To był sam Bóg!
Raenef rozejrzał się po drużynie, by sprawdzić, jaki efekt wywarły jego słowa. Jednak zewsząd otaczały go tylko zatroskane miny. Nie musiał długo myśleć, by zrozumieć co to znaczy.
Ukazał się tylko mnie. To oczywiste, nie mógł zdradzić tego wszystkim, bo dziad też by go usłyszał. Wybrał więc mnie, bo jestem, jego mieczem na tym padole. Nie martw się panie - wzniósł oczy ku niebu -nie zawiodę Cię
-Z czego się tak cieszysz starcze - zapytał gniewnie rycerz, gdy jego wzrok spoczął na twarzy Tana - widzisz tu coś śmiesznego?
-Ależ nie, szlachetny rycerzu, po prostu przypomniał mi się pewien wyśmienity dowcip...

(...)

-Co zrobiłeś?!? - Halkione była wyraźnie wstrząśnięte.
-Znasz mnie, Kochanie. Nie mogłem się powstrzymać - Therion rzucił ukradkowe spojrzenie na Raenefa, który od czasu wymarszu nie spuszczał go ani na chwilę z oka. - To moja domena, tym właśnie się zajmuję. Wprowadzam trochę twórczego fermentu do naszej nudnej przygody.

Mimo, iż wszyscy poruszali się na wierzchowcach (no, z wyjątkiem Klonusa, ale on też nie przemierzał świata na własnych nogach) nagle poczuli drgania gruntu. Wierzchowce były bardzo zaniepokojone.

-Co to, trzęsienie ziemi? - Spytał Fistandantilus. Odpowiedzi oczekiwał najwyraźniej od Halkione, gdyż to na nią w tej chwili patrzył.
Halkione spojrzała gniewnie na męża, ale ten tylko wzruszył ramionami.
-Nie w...
-To nie trzęsienie ziemi - przerwał jej Gothar - spójrzcie w tamta stronę.

Wszyscy podążyli wzrokiem w kierunku wytyczonym przez palec Gothara. Na horyzoncie unosiła się chmura pyłu. Najwyraźniej zbliżał się w ich kierunku z dużą prędkością. A drgania nasilały się z każdą sekundą...

P.S. Raenefie, mam nadzieję, że nie masz mi za złe... trochę pokierowałem Tobą, mam nadzieję, że nie masz poważniejszych zastrzeżeń Wink W razie czego reklamacje na gg (bo nie ukrywam, że jak takowych nie będzie, to kiedyś na pewno będę musiał jeszcze raz coś podobnego zrobić, bo mam jeszcze jeden pomysł w zanadrzu Wink (o ile mnisia szata ma zanadrze)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Halkione
Administrator
Administrator



Dołączył: 11 Wrz 2005
Posty: 3742
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pią 23:10, 20 Kwi 2007 Powrót do góry

Chmura pyłu zbliżała się z coraz większą prędkością, a hałas wywołany (prawdopodobnie) tętentem kopyt stawał się nie do zniesienia. Hidalgo zastrzygł uszami i zaczął czujnie obserwować pozostałe konie. W końcu one od niego oczekiwały odpowiedniej reakcji. Zarżał. Tętent nie przypominał mu tak dobrze znanego odgłosu galopujących pobratymców, co zaniepokoiło go jeszcze bardziej.
Halkione ściągnęła wodze i głosem próbowała uspokoić wierzchowca, sama ledwo panując nad nerwami. Pozostali patrzyli na nią wyczekująco.
-Cokolwiek to jest, jest neisamowicie szybkie... Wycofać się zadną miara nie zdążymy.. na pewno nie z jaszczurzym wozem i osiołkiem...- czasu uciekał nieubłaganie- Formujcie szyk! Pierwszy szereg ja, Sieklik, Fistan! Goth, Klonus, Drago do tyłu, natychmiast! Ranaefie, pomożesz nam? Starca dajcie na tyły. Finch, pilnuj go!
- Hal, zwariowałaś, przecież Ther...- nagły atak kaszlu przerwał Sieklikowi próbę sprzeciwu. Spojrzał zdziwiony w stronę boga, ale ten tylko niewinnie się uśmiechnął i odwrócił wzrok, po czym lekko przygarbiony powlókł się wolno na tył oddzialiku.
- Wierzę w Was, Jeźdźcy! Cokolwiek się stanie, nie opuścicie pola walki! - Halkione próbowała przekrzyczeć narastający hałas, dodając otuchy coraz mniej pewnym twarzom towarzyszy. Wszyscy czekali w milczeniu na spotkanie nieznanego niebezpieczeństwa.
Nagle, chmura pyłu zatrzymała się w miejscu. Tętent ucichł, zastąpiła go niepokojąca siła, z której powoli dawało się słyszeń miarowe dyszenie. Tuman kurzu zaczął opadać.
- Gotowi? -Niemal szepnęła Halkione patrząc ukradkiem na towarzyszy. Ścisnęła mocniej magiczną laskę. - Na mój znak...
Kurz opadł już prawie zupełnie, a przeciwnika nadal nie było widać. wojownicy spojrzeli po sobie niepewnie, nadal starając się czujnie obserwować potencjalne zagrożenie. Dyszenie narastało. Kurz opadł. W jego miejscy pozostało mnóstwo małych, czarnych oczek roziskrzonych niezmiernym szczęściem.
Jeźdźcy opuścili broń. Właściwie niebardzo wiedzieli, na czym zawiesić wzrok- patrzenie w oczy towarzyszom było w tej sytuacji nieco peszące. Przed nimi stała zziajana, dysząca, szczęśliwa i potwornie zmęczona.. gromadka jeży. Największy, stojący na czele niedawnej gonitwy, podkskiwał radośnie i piszczał w dośc nietypowej jak na jeża tonacji:
-Jak mustangi, kurwa, jak mustangi!!! - jeż nie posiadał się z dumy. - a Wy co się tak gapicie? Jeży żeście nie widzieli??- odpowiedziało mu milczenie. Chnif oiknął. - Ja chce jeszcze raz!! Chłopaki, dajemy! - tuman kurzu wzbił sie w powietrze, zadudniły małe łapki powodując tętent potęgowany dodatkowo echem skał. Jeże odbiegły.
-Wiecie co? Chyba jesteśmy na dobrej drodze. Rzeczywistość miewa tu niezłe jazdy... a wiec w drogę! - Halkione spięła konia i skierowała sie w kierunku, w którym odbiegły jeże. Reszta wyprawy niepewna i nadla niepomiernie zdziwiona, podążyła za nią.

(...)

Wyjechali z lasu. W druzynie wciąż nie milkły komentarze dotyczące niedawnego dziwnego spotkania, choć po pewnym czasi e większosć uznała, że lepiej już więcej o tym nie wspominać. Nie była to przygoda, o której z dumą pisze się w kroniakach. Do kronik nadaje się coś w stylu "i wtedy zabiłem tego wielkiego smoka strzałem prosto w jego gadzie serce, żeby uratować ludzkość od śmierci z rak potwora". Tymczasem jeże.. no, nieważne.

Wyjechali na przepiękna równinę, otoczoną z trzech stron pasmem gór. środkiem płynął wesoło niewielki strumyk, nad którym wyrosło pokaźnych rozmiarów drzewo. Halkione wstrzymała grupę i wszyscy przyglądali się nietypowej roślinie- miała ogromny pień i jaskrawo fioletowe liście.
Goth...?- Halkione zwróciła pytający wzrok na Gothara.
- To Darrendall. Magiczne drzewo. Każdy druid marzy, aby zebrać jego owoce!!- i Gothar pognał swego wierzchowca dzikim cwałem w kierunku drzewa. Drużyna ruszyła za nim.
Dojechawszy do celu kilka chwil po Gotharze, zauważyli druida zapatrzonego w pokaźnych rozmiarów węża. Wąż trzymał w paszczy pasiasty owoc Darrendalla i uśmiechał sie uwodzicielsko.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Raenef
Zwiastunik Zagładki
Zwiastunik Zagładki



Dołączył: 05 Sie 2006
Posty: 51
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 12:17, 21 Kwi 2007 Powrót do góry

Od początku ten starzec wydawał mi się dziwny - pomyślałem - pozbyłbym się już tego starca, ale tamci najwyraźniej darzą go szacunkiem. Trudno. Będę go obserwował. Może się czymś zdradzi. Wtedy go zdemaskuje i zabiję. Tylko, czy aby Plan mówi, że mam go zabić? Czy tylko obserwować. Ech. Therion jak zwykle był chaotyczny w swojej wypowiedzi.

Z rozmyślań wyrwał mnie dziwny hałas. Jakby stado mustangów gnało na oślep. Nie było szans ucieczki. Ustawiliśmy się w szyk i ....

Na szczęście nikt nas nie widział. Grupa osób z idiotycznym wyrazem twarzy patrzące na stado jeży.

Zapomnijmy o tym. To nie miało miejsca. >.>'
Ruszyliśmy dalej. Wyjechali na przepiękna równinę, otoczoną z trzech stron pasmem gór. środkiem płynął wesoło niewielki strumyk, nad którym wyrosło pokaźnych rozmiarów drzewo. Halkione wstrzymała grupę i wszyscy przyglądali się nietypowej roślinie - miała ogromny pień i jaskrawo fioletowe liście.

Jak tylko ten zwariowany druid zobaczył to drzewo, krzyknął: "o Darrendall. Magiczne drzewo. Każdy druid marzy, aby zebrać jego owoce!!" i już go nie było. Nie wiedziałem, że tak szybko potrafi biegać...

Ruszyliśmy za nim. Po niedługiej chwili dogoniliśmy Gothara pod drzewem. Naszym oczom ukazał się pokaźnych rozmiarów wąż, owijający swoim ciałem drzewo. W paszczy trzymał jedyny owoc.

- Nie jest dobrze - powiedział Druid - to drzewo owocuje tylko raz na bardzo długi czas. Jak ten wąż zeżre owoc to raczej marne szanse, że jeszcze kiedyś uda mi się znaleźć taki piękny okaz.
- Chcessie owossssu? Zanim podejdziecie bliżej sss popatrzcie na mnie i possssłuchajcie sss. - nagle odezwał się wąż. Co najdziwniejsze wcale nie poruszał "ustami".
Zgodnie spojrzeliśmy w jego jadowicie zielone oczy. Nagle opuściła nas wszelka siła. Nie mogliśmy się ruszyć, nic powiedzieć. Magia przestała działać.
Therion zdenerwował się na poważnie. Niby jaka siła byłaby w stanie zamrozić moce Boga?
Jakim cudem??!! - pomyślał - jedyną rzeczą zdolną zablokować moc Boga jest....inny Bóg. Już wiem gdzie i u kogo czułem ten rodzaj mocy. Karlik. Myślałem, iż z Enderem usunąłem wszystkie te jego chore pomysły. Ten się najwyraźniej ostał. No to mamy problem.
- Widzzze, że teraz mam wasssszą absolutną uwagę - kontynuował wąż - To drzewo nie jesssst zwykłym drzewem. W całym sssswoim życiu wydaje tylko 1 owocsss. To właśssnie go mam w ussstach. Ten owocss jest zaczątkiem nowego drzewa. Jest tylko jedno "ale" sss. Rozwinąćss sssię może tylko w żywym organizmie sss. Długo czekałem na kogośsss kto podejmie sie tego za mnie i przyszlisssscie WY. Hahaha - rozległ się śmiech węża.
Co do cholery? - pomyślałem - wiedziałem, że te druidzkie rzeczy to jeden wielki syf. Therionie daj mi siłę. Muszę przezwyciężyć ten bezwład. Jak zginę to nie będę mógł kontynuować Planu - zacząłem się modlić.
Myśssliszss, że czemu Therion postawił mnie na twojej drodzess paladynie? - usłyszałem węży głos w swojej głowie. - Zjedzenie tego owocu przez Ciebie jest częśsscią PLANU. Da ci to ogromną moc!! Będziessssz równy Archaniołom. Przyjmijsss dar od ssswojego Boga Theriona
- Therion mnie wybrał. Przecież objawił mi się. Muszę spełnić jego wolę. Z mocą daną mi przez ten owoc będę w stanie sprostać każdemu zadaniu. - Kiedy tylko ta myśl przebrzmiała mi w umyśle, zrozumiałem, że powiedziałem to na głos. Mogłem się znowu ruszać. Ochoczo ruszyłem w kierunku drzewa. Wąż nachylił się i z jego ust wypadł przepysznie wyglądający owoc. Czym prędzej wgryzłem się w niego. Niebiańska rozkosz przeszła po moim ciele jak strzała. Słodki sok ściekał mi po brodzie. Przepyszna skórka i ten boski miąższ zasiliły mój żołądek. Czułem ogromną siłę....
nagle wszystko minęło. Zaczął się ból. Czułem jak ból rozrywa mi żołądek. Na swoich rękach zauważyłem wychodzące żyły, w których płynie dziwnego koloru substancja. Ogrom bólu spowodował, że wygiąłem kręgosłup w łuk... i po chwili straciłem przytomność. Padłem na ziemię.

- W końcsssu mogę opuśsscić ten padół łezss - rozległ się głos węża. - chwile później padł martwy pod drzewem. Samo drzewo też nie czuło się najlepiej. Liście zaczęły opadać w zastraszającym tempie. Drzewo schło na naszych oczach. W ciągu chwili na polanie został tylko kikut drzewa oraz to co zostało z węża.

Zerwał się straszny wiatr obmył nas swoimi podmuchami i nagle wszyscy zaczęli się ruszać....
Wszyscy poczuli wracającą moc oraz czucie w członkach.
Postać Theriona zajarzyła się krótkim acz intensywnym blaskiem. Boska moc wróciła.
- W końcu - pomyślał - ...........



ps. mam nadzieję, że nie przesadziłem z rozwojem fabuły Rolling Eyes


Edit:
Chyba jednak przesadziłem bo nikt nie odpisuje. Mogę usunąć post jakby co ^^


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Raenef dnia Sob 13:02, 21 Kwi 2007, w całości zmieniany 3 razy
Zobacz profil autora
Klonus
Obserwator



Dołączył: 06 Kwi 2007
Posty: 574
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bydgoszcz

PostWysłany: Nie 19:55, 22 Kwi 2007 Powrót do góry

"Człowiek codziennie sie czegoś uczy" - pomyślał Klonus. Co prawda nigdy nie słyszał o owocu ani drzewie Darrendall, ale wiedział, że na świecie istnieje co najmniej setka roślin jedynych w swoim rodzaju. Jednak strażnik tegoż okazu zrobił na nim wielkie wrażenie. Co prawda sam całe życie studiował "poświęcenie uwagi" i po pewnym czasie zdołał wyswobodzić się spod działania czaru, ale z ciekawością spojrzał na sparaliżowanego boga. Trudniejsza była obserwacja przesłania, jakie wąż dał paladynowi.
Wieść nie pochodziła od Theriona, jak to insynuował gad. Obserwator widział już projekcje tworzone przez boga i ta nie pasowała do nich. Klonus nie próbował jednak interweniować. Nie było sensu. Skoro wąż znał wizję PLANu znaczy, że czytał w myślach. Skoro posiadał tę moc, wiedział, że Klonus sie wyswobodził i znałby jego zamiar, nim chudzielec zdołałby palcem kiwnąć. Widocznie wąż wiedział, jaka będzie reakcja obserwatora, skoro oddał mu władzę nad ciałem.
Klonus spokojnie oglądał wijącego sie w bólach paladyna i konającego węża. Nie żal mu było gada. Nie lubił takich istot. Jednak w pamięci ondotował to spotkanie i jego niepodważalne konsekwencje. Zbyt duża siła otrzymywana na raz, w dodatku bez nadmiernych kosztów, potrafiła być bardzo deprawująca, nawet dla paladyna. "Obyś sobie pętli na szyję nie założył, Therionie"


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Halkione
Administrator
Administrator



Dołączył: 11 Wrz 2005
Posty: 3742
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Śro 1:06, 25 Kwi 2007 Powrót do góry

Wiatr wzmagał się coraz bardzie. Drużyna z nipokojem zaczęła rozglądac się za jakimkolwiek, choćby prowizorycznym miejscem schronienia. Niestety, dookoła nich rozciągała się równina, a jedyne w okolicy drzewo zmieniało się właśnie w niewiele wart zeschnięty kikut. Gothar, otrząsnąwszy się ze stuporu, podbiegł do umierajacego drzewa i odłamał gałązkę, na której smętnie powiewał ostatni listek. Rzuciwszy wściekłe spojrzenie pod adresem paladyna, schował zdobycz pod połami płaszcza. Drzewo tymczasem rozpadło się do reszty....

Wiatr szalał z każda chwilą bardziej. WOda ze strumyka obryzgiwała twarze stojących nad brzegiem wędrowców. Wierzchowce niepokoiły się coraz bardziej, jaszczury Klonusa również wyczuwały niepokojącą aurę. Jedynie osiołek Chnif stał spokojnie i podgryzał co lepsze kaski trawy.

Nagle, z ogłuszającym piskiem zza wschodniego pasma gór wyleciało kilka Nuvenirrów- bliskich krewnych Gorthaura, być moze nawet bardziej niebezpiecznych, bo mogacych atakowac z powierza. Przez drużyne przebiegł dreszcz lęku, wszyscy nawet CI najbardziej doświadczeni w bojach wiedzieli, że spotkanie z grupą Nuvenirrów ma niewielkie szanse zakończyć się sukcesem. Szalejący wiatr zaczął nagle byc cichym sprzymierzeńcem wędrowców, gdyż sk skutecznie utrudniał Nuvenirrom morderczy lot w stronę niewielkiej grupki bohaterów. CIekawe tylko, na jak długo?

Niebo pociemniało jeszcze bardziej, przybierając barwę ciemnego granatu. Chmur kotłowały się coraz szybciej i szybciej, aż w końcu olbrzymia błyskawica przeszyła niebo. Piorun trafił w miejsce, gdzie jeszcze niedawno rosło imponujące drzewo, a w tej chwili sterczał kikut po ułamanym zeschniętym patyku. Siła eksplozji odrzuciła stojących w pobliżu o dobre kilka kroków... a gdy przyjżeli sie bliżej miejscu katastrofy, ich oczom ukazała się dzira w ziemi. i to pokaźnych rozmiarów.
-Spójrzcie!- to Sieklik, który stał najbliżej próbował przekrzyczeć wichurę - zejście jest jakby drewniane... ktoś je musiał zbudować! - Halkione spięła szalejącego ze strachu konia zmuszając go do podejścia kilka kroków naprzód, co pozowliło jej przyjżeć się zejściu
- Rzeczywiście! Jakaś siła próbuje nam pokazać drogę... pytanie, czy droge ku chwale, czy ku zgubie? - Hal spojrzała wyczekujaco na pozostałych. Wiatr zelżał nieco, niebo zaczynało się przejaśniać. Nuvenirry podjęły lot w kierunku grupki nad strumieniem...
- To zejście nie powstało z ręki człowieka... - Dragoones podszedł bliżej, by przyjrzeć się otworowi- uwierzcie, całe Imperium nie ma takich rzemieślników!
- Mamy więc do wyboru: albo zostaniemy tutaj, by stawić czoła Nuvenirrom, a bogów na światków wzywam, nie bedzie łatwo, albo wybierzemy się w głąb ziemi ku nieznanej przygodzie, gdzie, niestety, może być jeszcze trudniej. Nuvenirry wszak znamy...

Drużyna pogrążyła się w debacie, z której wyrwał ją płomień z gardzieli Nuvenira. Potworne ptaszyska były już tuż tuż! A więc albo walka, albo Nieznane!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
1therion
Administrator
Administrator



Dołączył: 17 Cze 2005
Posty: 1862
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gród nad Pisią

PostWysłany: Śro 16:03, 25 Kwi 2007 Powrót do góry

-Prędko, do środka - wykrzyknęła Halkione.
-Uciekać? Damy im rade, jest ich tylko siedem. - Fistandantilus jak zwykle pewien siebie wyjął sztylet - nim się obejrzycie, a zostanie z nich tylko kupa ścierwa.
-Sieklik, zabierz Fistana na dół, nie daj mu z nikim walczyć - Halkione instynktownie przyjęła rolę - Klonusie, bądź łaskaw zejść na dół, ja postaram się przenieść Raenefa, Finch, Ty uwolnij wierzchowce, w jaskiniach na nic nam się nie przydadzą, tak mają jeszcze szansę uciec do domu. I niech ktoś, na miłość bogów, przyprowadzi tu Th ... Tana - Gothar!

-----------------------------------------

Większość sądziła, że Therion nie otrząsnął się jeszcze z odrętwienia, jakiego użył na nich wąż. Fistan podejrzewał, że zapadł w śpiączkę i już nigdy się nie wybudzi. Halkione nawet zaczęła się lekko niepokoić. Odkąd zobaczył węża, Therion nie wypowiedział ani jednego słowa, ni też nie ruszył żadnym, choć najmniejszym mięśniem z własnej inicjatywy. Jego umysł za to działał z pełną prędkością, myśli pędziły jak szalone. Szczęściem, że nikt nie mógł tych myśli usłyszeć, gdyż były one boga zupełnie niegodne...
No to psia jego mać mam czego chciałem. Na demony, chaosu mi się zachciało! Co za śmierdzący jak kopyto gorgony los mógł mi zgotować taką niespodziankę. No to nieźle żem się urządził, jak nie przymierzając pancerzak, który wpadł do rzeki. 'Chaos to moja dziedzina' tfu, na wielkie oko beholdera! No nic, czas wypić piwo, którego się samemu nawarzyło, to nie honor się teraz wycofać (choć myśl ta wydaje się nader interesująca). Myśl, pomiocie goblina, myśl...

-------------------------------------------------

-Mówiłem, że się zmieszczę - rzekł dumnie Finch, siedząc na osiołku. - Za nic nie mógłbym zostawić Chnifa samego, a on i tak nie miałby szans uciec. A tak widzicie, przynajmniej będę dotrzymywał wam kroku.

Reszta miała inne zmartwienia. Halkione, Gothar i Sieklik radzili, jak pomóc Raenefowi. Wypróbowali już chyba wszystkie znane magom i druidom zaklęcia leczące, odtruwające. Użyli wszelkich ziół i eliksirów, jakie udało im się znaleźć. Ba, posunęli się nawet do odtańczenia Hare-Maru - uzdrawiającego tańca czarnych goblinów z dalekich zakątków gór Pelori, wszystko jednak na nic. Raenef nadal zwijał się z bólu na ziemi, trawiony przez gorączkę.
-Ja wam mówię, że to kara. On zeżarł nasze święte jabłko! - Gothar nie pałał miłością do paladyna, robił jednak wszystko, co w jego mocy, żeby mu pomóc.
-O, zobaczcie, budzi się. No otwórz oczka, nasza konserwo, zaczynaliśmy się już bać o Ciebie, wiesz?
-Organizm widać zwalczył truciznę jabłka - rzekł Therion. Ta zwykła wypowiedz ponieważ była pierwszą reakcją Theriona na świat zewnętrzny od dłuższego czasu wzbudziła prawie takie same zdziwienie jak wybudzenie Raenefa.
Taaak, 'zwalczył truciznę' - myśli paladyna płynęły jeszcze nadzwyczaj wolno - bardzo mnie cieszy, że tak myślisz starcze. Dajcie mi jeszcze trochę czasu, organizm musi dojść do siebie, no i muszę jeszcze nauczyć się wykorzystywać me nowe umiejętności, a zerwę Ci z twarzy tą maskę ironicznego uśmieszku szybciej niż myślisz, żeby wszyscy mogli zobaczyć, kim naprawdę jesteś.

Ciesze się, że Ty się cieszysz -w tym z kolei fragmencie narrator opowiadania pozwali nam usłyszeć myśli Theriona* - to da mi czas. Mógłbym Ci przecież wszystko powiedzieć o mocy którą zyskałeś. O tym, skąd pochodzi, jakie daje możliwości i, co najważniejsze, jakie nakłada na Ciebie ograniczenia. Oj, nie spodobała by Ci się ta wiedza. Zresztą i tak byś pewnie mi nie uwierzył, ja zaś nie mam zamiaru Cię przekonywać. Skoro bawiłem się w boga chaosu, to będę grał tą rolę do końca. Choćby to miał być mój koniec

------------------------------------------------------------

Klonus był w zdecydowanie złym humorze. Bolały go plecy, to raz. Dwa, że musiał chodzić(!) na własnych nogach, schylony, niemal zgięty w pół (projektant tego wnętrza najwyraźniej nie pomyślał o raczej-wysokich ludziach), podczas gdy Finch jeździł sobie beztrosko wyprostowany na swoim osiołku, a do sufitu brakowało mu jeszcze dobrej stopy.
Chcąc jednak obserwować niektóre wydarzenia, by być ich bezpośrednim świadkiem, obserwator musi się niekiedy narażać na 'niewygody'. I niech ktoś mi jeszcze raz powie, że to łatwa robota!
Bezdenną głębię swych wiele widzących oczu co i raz kierował na Raenefa, nadal jeszcze podtrzymywanego przez Sielkika, oraz na Theriona. Nie chciał niczego przegapić. W myślach pochwalił decyzję Theriona. Te parę słów, rzuconych jakby od niechcenia faktycznie mogą dać mu trochę czasu. A ile to może znaczyć, mogą wiedzieć tylko osoby często bywające w sytuacjach wyjątkowego zagrożenia, a trzeba oddać sprawiedliwość, że ta sytuacja właśnie do takich należała, gdzie nie wiadomo, co czeka za następnym zakrętem i czy człowiek pożyje na tyle długo, żeby mieć się w ogóle jeszcze czym martwić. Nie mówiąc o tym, ile rzeczy może się w takiej podróży przydarzyć. A nóż za parę chwil sytuacja odmieni się diametralnie, dzięki kolejnemu nieprawdopodobnemu zrządzeniu losu?


*Zauważcie, że czytanie w myślach bohaterów daje szerokie pole do popisu (co widać wyraźnie na podstawie tego postu). Ktoś, kto jak my nie ma okazji 'wysłuchiwać' sobie, co tez myślą nasi bohaterowie, cóż by ujrzał? Ano w zasadzie nic - bandę ludzi uciekającej do dziury w ziemi. Jedynym ciekawym fragmentem byłoby przebudzenie Raenefa - czyli jednym słowem NUDA!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Halkione
Administrator
Administrator



Dołączył: 11 Wrz 2005
Posty: 3742
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Czw 20:33, 26 Kwi 2007 Powrót do góry

Szli w luźnym szyku, prowadzeni przez Fistana i Sieklika. Młody mag stworzył iluzyjne światło, dzięki czemu dość dobrze widzieli ściany korytarza. Powoli korytarz stawał się coraz wyższy, ku ogromnej radości raczej-wysokiego Obserwatora, który w końcu mógł wyprostować plecy. Kopytka Chnifa stukały cichutko po nietypowym podłożu. Osiołek niósł dosiadającego go z gracją worka kartofli paladyna, który jeszcze nie do końca doszedł do siebie. Finch prowadził swego osiołka za uzdę, zachęcając marchewką.
Właściwie nikt nie mógł zgadnąć, z czego wykonane są ściany i podłoga tunelu. Materiał przypominał kamień, ale był dziwnie jednolity i nie bił od niego chłód skały. Dodatkowo zdawało się, ze tłumi odgłos kroków.
Halkione przyśpieszyła kroku i podeszła do Fistandantiliusa:
- Zwolnij nieco kroku.. wydaje mi się, że ktoś za nami idzie. Możesz to sprawdzić? – Fistan skinął głową i cicho jak cień przemieścił się na koniec orszaku. Na prośbę Halkione Sieklik nieco przygasił swój płomień, ułatwiając Fistanowi pozostanie niezauważonym. Grupka podróżników szła coraz bardziej zbita. Jak zwykle w nieznanych, ciemnych tunelach, wszystkim powoli udzielał się nastrój manii prześladowczej.
Po niedługim czasie Fistanantiliuis powrócił ze zwiadu.
- Jest ich co najmniej dwóch- szepnął do Halkione – Ale nie wiem, kto to, a właściwie co to jest. Niby przypomina ludzi… ale oto na pewno nie są ludzie! Mają nogi, ale teraz chyba z nich nie korzystają…. Jakby lecieli… - Hal zmarszczyła czoło. Próbowała przypomnieć sobie z bestiariusza stwory odpowiadające opisowi. Niestety, puska…
-A, i jeszcze jedno… Hal, jestem prawie pewien, ze mnie widzieli!

Korytarz skręcał łukiem w lewo.. i nagle weszli do ogromnej Sali. Panował w niej szarawy półmrok, ale nie mogli zidentyfikować źródła światła.
Halkione usłyszała znajome rżenie….
-Hidalgo!- krzyknęła i niewiele myśląc, ruszyła biegiem w stronę, z której dochodził dźwięk. Jej oczom ukazała się zagroda, w której tłoczyły się ich wierzchowce- śmiertelnie przerażone miejscem, w jakim się znalazły. Drużyna przerażona patrzyła na poczynania mistrzyni- cóż za nieostrożność.. Niestety, typowa dla Halkione, która traciła głowę, gdy tylko pomyślała, że Hidalgo lub Fitukintowi dzieje się krzywda. Gothara poszedł, by ją zatrzymać…
Przed Halkione, z nikąd jakby, pojawiły się dwie postaci, uzbrojone w kije. Czarodziejka cofnęła się i spojrzała w stronę towarzyszy- niestety, ich tez otaczały już czarne stwory. W Sali było ich co najmniej kilkadziesiąt..
Przypominały nieco ludzi, ale były pozbawione człowieczeństwa. Mimo, ze byli nadzy, nie dawało się określić płci. Ciała mieli całkiem gładkie.. a oczy.. oczy były najgorsze. Wielkie, czarne, pozbawione białek. Jakby niewidzące. Jednak nikt z obecnych nie miał wątpliwości, ze jest bacznie obserwowany. Każde ze stworzeń miało parę małych skrzydełek na plecach, które poruszały się bardzo szybko z charakterystycznym cichutkim furkotem.
Stojąca najbliżej postać machnęła kijem w stronę Hal, sugerując, ze powinna ona dołączyć do pozostałych….


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
 
 
Regulamin