FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Jak Najdalej od Vackell (JNoV) - RPG ? Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Dragoones
Tańczący z Postami
Tańczący z Postami



Dołączył: 24 Mar 2006
Posty: 1035
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Pustkowia mustangów (Konin)
Płeć: Jegomość

PostWysłany: Sob 20:16, 15 Lip 2006 Powrót do góry

Z trudem weszli do niskiej, wąskiej i długiej Sali, oświetlonej jedynie srebrnym blaskiem tajemniczych fresków na ścianach. Niektóre, ukazywały pustynne róże, inne ogromne potwory z krabimi szczypcami w miejscach rąk. Najbardziej interesujący, zdaniem Dragoones, był obraz przedstawiający Demona Mórz, zwanego także Morskim Olbrzymem. Reszta, nie licząc bardek nie wykazywała większego zainteresowania dziwnymi malowidłami. Próbowali zaryglować drzwi.
- Dajcie coś aby je zablokować – rzekł Finch. Drago z przykrością wręczył mu gruby, tworzony tygodniami kostur. Finch z pośpiechem włożył go między dwie, misternie zdobione klamry u drzwi. Deitche wzmocnił je odpowiednio dobranym zaklęciem. Odetchnęli, i w ciszy ruszyli środkiem pomieszczenia. Na jego końcu stał portal. Zrobiony niczym gigantyczne, oprawione w czarne ramy, ozdobione kluczami i napisami lustro. Drago zbliżył się, lecz zamiast swego odbicia ujrzał setki migoczących obrazów, miast, pustyń i wód.

Deithe nie patrzył w portal, lecz na jego ramy. Po chwili wybrał odpowiedni klucz, i zdecydowanie wsunął w wąską szparkę na wysokości oczu.
- Szare Pustkowia – rzekł. W tej chwili wszyscy usłyszeli eksplozję przy drzwiach. Do Sali weszła tajemnicza postać w kapturze. Drahpirka od razu wyczuła ogromne zło czające się kilkanaście metrów od nich.
- To zombi, Deitche pośpiesz się! - Mag w skupieniu układał zaklęcie, mające przenieść ich razem przez portal.
- Już – powiedział, gdy tajemnicza postać uniosła ręce, kreśląc w powietrzu runy śmierci. Obrazy w lustrze zatrzymały się. Ukazywały teraz wielką pustynię. Szare Pustkowia. Chyba.
- Jesteś pewien?
- Pakować się do portalu, nie mamy czasu! – Powiedział ze zdenerwowaniem Deitche. Spróbuję go jakoś spowolnić. W skrytości ducha, siłą woli rzucił silne, lecz niewyczuwalne przez zombi zaklęcie spowolnienia. Postać najpierw spowolniła swe ruchy, a chwilę później zamarła.
- Nie sądziłem że pójdzie tak łatwo, a teraz… Przez portal!


Pić… wody… Trzeci już dzień szli przez pustynię, zwaną podobno Szarymi Pustkowiami. Nikt nie wiedział jak jest rozległa.
- Weź mój bukłak Alice, jest tam jeszcze troszkę wody.
- A ty? Nie jesteś spragniony? – spytała.
- Nie… - skłamał szybko Drago. - Piłem jakiś czas temu. – przestał mówić bo przez obrzmiały język odczuwał zbyt wielki ból.
Deitche pomylił coś przy portalu. Zamiast znaleźć się w małej wiosce, pojawili się na środku pustyni, na Szarych Wzgórzach. Nikt tak naprawdę nie wiedział gdzie, tak dokładnie się znajdują.
- Jeśli nie znajdziemy czegoś jadalnego, pomrzemy w ciągu dwóch dni.


Nastało południe. Niemiłosierny skwar dokuczał okropnie. Drago widział przed sobą coś jak czerwone świetliki. Machał ręką by je odgonić. Po chwili zaprzestał. Dopadła go fala złudzeń. Odczuwał morską bryzę, słyszał krzyk mew, widział…
Morze!!! Ryknął Finch, na całe, zaschnięte gardło. Koniec pustyni!!! Koniec!!!!
Pobiegli w stronę wielkiej wody i rzucili się w nią ubrani.
- Tylko… Dlaczego słona? – woda, choć dawała chłód, nie zaspakajała pragnienia. Deitche przysiadł na brzegu.
- Jak odnaleźć tutaj, choć trochę jedzenia, i wody… pitnej? – powtarzał. Drago ryknął z szerokim uśmiechem na ustach.
- To najmniejszy problem! Cała grupa widziała, jak z uśmiechem szaleńca, zdjął swój medalion, i ostrożnie położył go na wodzie. Ten, jak gdyby był z papieru , uniósł się na niej.
Po chwili czarny patron żeglarzy zadrżał.
-I? – spytała Tajra.
- Czekamy – Odpowiedział ze spokojem. Po kilku godzinach na horyzoncie dostrzegli okręt.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Fistandantilus
Tańczący z Postami
Tańczący z Postami



Dołączył: 10 Wrz 2005
Posty: 1520
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Jelenia Góra

PostWysłany: Wto 14:33, 01 Sie 2006 Powrót do góry

Statek był w zasadzie starą łajbą. Kapitanem na niej stary kapitan imieniem Silmaret. Polował głównie na mniejsze morskie węże. Zaproponował ze z przyjemnością na zawiezie to najbliższego miasta portowego. Zaprowadził na pokład pokazał gdzie możemy spokojnie odpocząć i się posilić. Podróżowaliśmy przez kilka dni. A w miedzy czasie sporo rozmawialiśmy o obecnej sytuacji. O tym, co było, co jest i gdzie prawdopodobnie się udamy. Głównym przewodnikiem miał być, Deithe, który pochodził z owej krainy. Postanowiliśmy odpocząć w mieście, w którym nas zostawi miły kapitan. Tak to właśnie tam się zaczęły nasze problemy. W mieście portowym, Kaless. Czym się ono wyróżniał od innych? W zasadzie można powiedzieć, że niczym. Ale miało coś w sobie. Te piętrowe budynki poustawiane zaraz koło siebie. Szerokie, popękane ulice. I nieliczni ludzi wychodzący z chłodnych domów na zakurzone podwórka. Panował, ogólnie przyjęty, ponury nastrój. Przyjaciele szli drogą prowadzącą od portu do centrum miasta. Gdzie było najwięcej karczm, w których można było odpocząć i przenocować. Droga był męczarnią. Unoszący się pył drażnił oczy i płuca. Do tego jeszcze okropny gorąc. Ale w końcu drużyna dotarła to jednej z karczm. Gdy weszli do środka wszystko wydawał się inne. To właśnie w karczmach tętniło życiem. Masa osób pozajmowane stoliki. Weszli do środka i nagle wszystkie twarze zwróciły się w ich stronę. Zapanował cisza. Deithe wraz z Tajrą zbliżyli się do lady.
- Witam, czy mógłbym wynająć dwa pokoje? – spytał Deithe
- Nie. Mamy już tylko jeden wolny pokój wolny. – mag spojrzał na ukochaną, tak kiwnęła głową
- Dobrze weźmiemy ten pokój
- Proszę, oto klucz – podał im klucz – pierwsze piętro trzecie drzwi na prawo.
Na przedzie szedł Finch, za nim reszta wlokła się po schodach. Na końcu szedł Fist, który poprosił Alice o pomoc.
Znaleźli się w niewielki pokoju, ale od ostatnich przeżyć to im stanowczo wystarczało. Umyli się i zasnęli zmęczeni po ciężkiej podróży. Ale to był dopiero początek problemu.
Wstali rano, wypoczęci i nieświadomi zagrożenia. Ogarnęli się i zaczęli schodzić na śniadanie. Wszyscy znaleźli się na dole. A przy schodach czekała na nich niespodzianka. Tuzin strażników. Jeden wystąpił na przód.
- Jesteście aresztowani pod zarzutem napadania na starszych ludzi w karawanach- powiedział
- Tak starszych ludzi – wyrwało się jakiemuś nowicjuszowi
- Milczeć. Teraz ja mówię – krzyknął na pozostałych – No wiec tak, idziecie z nami. Wszystko co powiecie wykorzystamy przeciwko wam, bez względu na to co powiecie. Więc najlepiej nic nie mówcie, bo będzie z wami źle.
Wyprowadzili ich wszystkich. Szli przez miasto. Szli i końca nie było widać. Aż w końcu doszli to niskiego budynku. Do stalowych drzwi prowadziły schody na dół. Strażnik miał problem z otworzeniem zamka, wiec poprosił trzech innych i w końcu po dziesięciu minutach im się udało. Pomieszczenie był ubogie. Duże pomieszczenie z jedną szafką kilkoma stolikami, krzesłami i drzwiami do cel.
- Wy – krzyknął na kilku strażników – ustawić krzesła w szeregu – zaczęła się krzątanina – To nie jest szereg tylko rząd głąby – szybko przestawili krzesła – A teraz niech oskarżeni usiądą - zajęli swoje miejsca – Sain ty nie jesteś oskarżony. No dobra to co macie mi do powiedzenia.
- To nie my
- A kto?
- Nie wiemy ale możemy go znaleźć
- Wytłumaczcie się z tego


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Alice
Tańczący z Postami
Tańczący z Postami



Dołączył: 31 Paź 2005
Posty: 1737
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Niewiasta

PostWysłany: Pią 18:35, 04 Sie 2006 Powrót do góry

Cisza.
Dowódca strażników zaczął z braku innego zajęcia dudnić palcami o blat stołu. Co jakiś czas słychać było chrząknięcia strażników i mamrotanie jakiegoś więźnia obok siedzących oskarżonych.
- No więc..? - z wyczekiwaniem zapytał strażnik.
Cisza. Nikt nie wiedział co powiedzieć.
Tajra chciała porozumieć się wzrokiem z Deithe, lecz ten był wyjątkowo zbulwersowany całą tą sytuacją i obliczał w myślach ilość strażników. „ ojj... chyba nie uda nam się uciec”
- Ja jestem bardzo cierpliwy. bardzo. - uśmiechnął się przenikliwie, po czym wstał i podszedł do szafki obok. stał tyłem. - jednak moja cierpliwość ma pewną granicę. Radzę wam jej nie przekroczyć. - wyjął coś z szafki i nie fatygując się jej zamykaniem usiadł ponownie na swoim miejscu przed oskarżonymi.
„always.. look..” - Alice siedziała najbliżej celi mamroczącego mężczyzny.
- Do jasnej cholery, co tu jest grane?! - dowódca strażników zaczął się denerwować.
- My.. My tylko.. podróżujemy. - wolno odrzekła Alice.
Dragoones popatrzył na nią z niedowierzaniem. nikt nie spodziewał się, że to ona się odezwie.
„on.. the..”
Na czole dowódcy szybko pulsowała żyła.
- czy aby na pewno?! a może przy tym podróżowaniu napadacie na starców w karawanach?! - okazało się, że tym co wyjął z szafki było nic innego jak cienkie płatki bambusa o niewiarygodnie ostrych krawędziach. podszedł do Alice, rozkazał związać jej z tyłu krzesła ręce.
- będziesz ćwierkała prawdę jak ptaszek, jeśli wbiję ci to pod paznokieć. - powiedział szorstko.
Xard poderwał się z krzesła i z całej swojej siły przyłożył w twarz dowódcy. Chwilę potem siedział już w celi piętro niżej.
„bright.. side..”
- No więc.. przyznajecie się do zarzucanych wam czynów?
- Nie, ponieważ nie uczyniliśmy zarzucanych nam czynów - Dragoones dość głośno wypowiedział te słowa.
Fistan siedział nad wyraz spokojnie na swym krześle.
- No, trudno. Pamiętajcie, że próbowałem być miły - dowódca uśmiechnął się, po czym uklęknął i wbił kawałek bambusa w paznokieć Alice na głębokość 1 mm. „tak na początek”.
„of live!” wychrypiał mamroczący mężczyzna w celi, po czym zamilknął i już nigdy więcej się do nikogo nie odezwał.
Alice wybuchnęła głośnym śmiechem, mimo bólu zadanego przed chwilą. Przypomniały jej się czasy dzieciństwa. Ta piosenka towarzyszyła jej od zawsze.
Nastąpił mrok.
Gdy się obudzili, zauważyli że leżą na podłodze celi, w której był tylko stoliczek, na którym ustawiona była świeca będąca jedynym źródłem światła. Nie było okna.
- o zesz.. - chciał zaklnąć Dragoones. Chciał, bo w połowie zdania urwał. zgasła świeca.
- A to peszek. - nie było zapałek.

Tymczasem piętro niżej.
Xard leżał na miękkim, prowizorycznym posłaniu ułożonym desek, w którym siano służył za materac. Zajęty był rozmową z elfką, która siedziała w rogi celi.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Fistandantilus
Tańczący z Postami
Tańczący z Postami



Dołączył: 10 Wrz 2005
Posty: 1520
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Jelenia Góra

PostWysłany: Czw 13:38, 24 Sie 2006 Powrót do góry

Cisza. Ciemność. Spokój.
Siedzieli w celi. Nikt się odzywał. Każdy w myślach próbował znaleźć sposób aby się wydostać. Minuty się ciągnęły, zamieniały się w godziny. Te z kolei w dni. Jedyne co przerywało cisze to dźwięki przesuwanej tacy z jedzeniem po podłodze. Z początku protestowali, odmawiając jedzenia. Kiedy jednak głód stał się nie do zniesienia zmienili zdanie. Według ich obliczeń była noc. Rozległ się dźwięk otwieranego zamka. To celi weszli trzej mężczyźni. Zabrali wszystkich. Przeprowadzono ich przez kręte korytarze do sali przesłuchań. W sali czekał na nich kapitan straży, kilku innych strażników i Xard. Wprowadzono ich do środka.
- No więc jak – spytał kapitan – przyznajecie się do winy, czy będziemy dalej milczeć - spytał
W pomieszczeniu panowała cisza.
- Co nie chcecie mówić? Mam być nie miły żebyście zaczęli mówić – ciągle cisza – No co z wami?
Siedzieli w milczeniu. Kapitan przechadzał się po pomieszczeniu. Fist spokojny jak zawsze, siedział na końcu. Można by nawet powiedzieć że się trochę uśmiechał. Siedząca koło niego Alice zerknęła na niego zdziwiona. Jej reakcje spostrzegł pomniejszy strażnik i szepnął na ucho kapitanowi co zauważył. Głównodowodzący podszedł do siedzących.
- Co tak się na niego dziwnie patrzysz? – spytał, a ona milczała – a chyba rozumiem, on udaje tylko że jest ślepy, wiec to tak, próbujecie mnie oszukać. Ściągaj tą opaskę, natychmiast.
- Mości kapitanie, lepiej by było gdybym tego nie robił – powiedział spokojnym głosem – przez wzgląd na osoby którym towarzysze w podróży.
- Nie chcesz ściągać, to sam ci ją zdejmę.
Pochylił się zerwał opaskę. Lecz nie zdążył się nawet cofnąć jak padał na ziemie ze skręconym karkiem. Zapanował cisza i bezruch. Wszystkie oczy były skierowane na padające ciało, po czym zwróciły się na Fista. Jego oczy. Czarne. A na tle czerni przepływały fale czerwieni. Po chwili zareagował pierwszy strażnik. Szedł na niego z wyciągniętym mieczem. Spojrzał młodzianowi w oczy i zamarł z uniesionym nad głowę mieczem. Fist wyciągnął rękę i przyłożył ją do piersi strażnika. Stłumiony huk, i strażnik już leciał prosto na ścianę w ogromną prędkością. Reszta strażników ruszyła do ataku. Deithe szybko zareagował, jeden z przeciwników zamarł pod wpływem czaru ( „zadanie średnich ran” czar na cel, dmg. 3x int. koszt many 12), zaczął już wymawiać formułkę następnego, kiedy Tajra zaczęła śpiewać ( Czary Barda, „błogosławiony śpiew”- oszołamia przeciwników na 3s – czar obszarowy – wszyscy przeciwnicy w polu widzenia – dmg. 2x int. 3many co 5s., czar należy podtrzymywać), strażnicy stanęli oszołomieni. Drago szybko wyrwał strażnikowi miecz i zaczął szybko atakować ( aura szybkości – umiejętność bierna) chwile potem strażnicy leżeli martwi. Fist znów w opasce stanął przy drużynie.
- Chciałem was przeprosić za ten widok – machnął ręką koło opaski – nie powinniście tego widzieć, przynajmniej nie teraz.
- Nie masz się czym przejmować – powiedział Deithe – o ile mi powiesz jak działa ta magia
- Niema żadnej magii, to tylko sztuczka – cisza – Po prostu niema magii, jest tylko budulec, zwany czasami mocą, budulec ( czytaj moc) z którego wszystko jest zbudowane. Można nim manipulować, to właśnie magowie nazywają magią, manipulowanie nim, tylko że oni używają do tego śmiesznych gestów i przyśpiewek. Ale to i tak jest dalej manipulowanie budulcem.
Patrzyli na niego. Nie mogąc pojąć o co mu chodzi.
- Będziesz mi musiał o tym dokładniej opowiedzieć i może nawet nauczyć. – powiedział Deithe
- Każdy może manipulować budulcem(czyt. Mocą), jeśli chcesz to mogę ci pomóc. A teraz czas stąd iść.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Dragoones
Tańczący z Postami
Tańczący z Postami



Dołączył: 24 Mar 2006
Posty: 1035
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Pustkowia mustangów (Konin)
Płeć: Jegomość

PostWysłany: Czw 14:59, 24 Sie 2006 Powrót do góry

Ogołocili strażników z broni, drobiazgów i kluczy. Drago jednym z nich otworzył drzwi obok. Ich oczom ukazał się mały magazyn, wypełniony bronią, mundurami i elementami żołnierskiego uzbrojenia. Znaleźli tam większość swych rzeczy.
- Kurza twarz – Drago uniósł długi, misternie zdobiony łuk, błyszczący rubinami. Elfka podbiegła i wyrwała mu broń. – Spokojnie, nie wiedziałem że to jaśnie pani – Drago spojrzał na Xarda. Ten wzruszył ramionami. Alice znalazła kolejne drzwi. Za nimi znaleźli zapasy żywności.
- Gdzie my trafiliśmy? To w końcu więzienie czy schron jakiś?
Nikt nie odpowiedział. Wzięli żywność i wyszli.
-Fist, Deitche, prowadźcie. Chrońcie nas swoim budulcem – lekko zakpił Drago – Ja tym czasem, wraz z Finchem będziemy materialnie i namacalnie – tu dotknął ostrza szabli – chronić tyły. Szli wąskim korytarzem kierując się w górę . Więzienie, czy jak kto woli schron, znajdowało się pod ziemią. Gdy przeszli już znaczny kawałek usłyszeli grzmoty i dźwięk uderzających o siebie mieczy. Nikt nie był do końca pewny co się dzieję na zewnątrz. Przerażał ich brak strażników. Nikt ich nie zatrzymał, nikogo nie widzieli. Nareszcie znaleźli się na powierzchni. Tu i ówdzie świstały strzały. Ludzie biegali we wszystkich kierunkach. Drago dorwał jakiegoś młodzika.
- Co tu się dzieję?
- Elfie komanda panie. Ruszyły na miasto. Ludzie szepczą o więzionej tu Elfie księżniczce…
Puść mnie panie, muszę ratować swoją rodzinę! Drago powoli odwrócił się w stronę Elfki.
- To ty. – choć nie znała i brzydziła się językiem ludzi, elfia księżniczka pokiwała głową.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Fistandantilus
Tańczący z Postami
Tańczący z Postami



Dołączył: 10 Wrz 2005
Posty: 1520
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Jelenia Góra

PostWysłany: Pią 14:04, 01 Wrz 2006 Powrót do góry

W mieście panowało spore zamieszanie. Elfka szła pewnie w stronę swoich oddziałów. Deithe bez wahania poszedł za nią. Elfy otoczyły księżniczkę. Gdy przyjaciele zbliżyli się do nich trafili na opór. Każdy elf z mieczem czy łukiem w ręce czekał na rozkaz. Deithe powiedział coś w języku elfów, otrzymał odpowiedź, po czym zwrócił się do towarzyszy.
- Możemy iść za nimi. Ale jeśli wykonamy jakiś niepewny ruch to......może się źle skończyć.
Wyszli z miasta. W ciągu kilku najbliższych godzin, przeszli przez piaszczyste wydmy, aż doszli to terenów skalistych. Tam elfy zrobiły postój. Usadowiły się w kręgu, a trzech z nich siedziało osobno patrząc prosto na grupę podróżnych.
- Deithe, wiesz może gdzie oni idą? – spytała Alice – Bo jak na razie nie widzę tu żadnych lasów, a myślałam że elfu żyją w lasach.
- Masz racje Alice, elfy zazwyczaj żyją w lasach, ale jak widać to są Szare pustkowia i nie ma tu typowych lasów. Można jedynie napotkać niewielkie skupiska drzew przy źródłach wody. A z tego w jakim kierunku się poruszamy, wnioskuje że idą do jakiejś oazy miedzy skałami. W tym świecie elfy mieszkają, w większości, w jaskiniach.
- Idziemy do nich, czy może ruszymy własną drogą? – spytał Drago.
- Jeśli nas nie zaproszą to niema mowy żebyśmy weszli na ich terytoria. Dlatego planuje że przy ich granicy skręcimy na południowy wschód.
- I co znajdziemy na tym południowym wschodzie?! Kolejne pustkowia? – powiedział Xard, otwierając bukłak w wodą.
- Nie denerwuj się tak Xard. Do miejsca do którego chce dotrzeć jest daleka droga, ale po drodze jest sporo oaz i mniejszych miejscowości. Myślę że w ciągu trzech miesięcy powinniśmy tam dotrzeć.
.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.--.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.

Elfy siedziały w grupie i jadły specjalny chleb podróżny. Atmosfera u nich panowała spokojna. Gdy zaczęło się ściemniać zaczęły się rozmowy.
- Powiadasz pani że ten ślepy jest potężnym magiem? Jak to możliwe jest tylko kaleką.
- On widzi inaczej niż reszta ludzi, jest jak Tkacz Zaklęć, patrzy mocą na moc. Widziała jego oczy, straszny to był widok. Ale jak się tak na niego patrzyło...moc go przytłacza. Jest dość niestabilny. W pewnym sensie kontroluje siebie, ale gdybyś go widział tam w celi, nawet mój wzrok nie nadążał za jego ruchami. Jeszcze daleko mu do Tkaczy, ale jest bliski prawdy o mocy. Budulec...., gdyby wiedział że moc jest jedna pod różnymi postaciami mógłby pokonać każdego. I jeszcze ten mag, ma bardzo pojemny umysł, szybko wchłonie wiedzę jaką mu przekaże ślepiec, i jeszcze zna nasz język, chociaż ma dziwny akcent. A po za tym reszta ludzi też nie jest zwyczajna, każdego cechuje cos wyjątkowego, co wyróżnia ich z grona innych ludzi. Na przykład ta młoda dziewczyna...... – Księżniczka opowiadała innym o grupie która im towarzyszy i o innych sprawach, jakie miały miejsce w mieście podczas jej niewoli.
- powinniśmy ich zabrać do nas żeby Tkacze ich poobserwowali – stwierdziła Księżniczka
.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.

Dni leciały. W dzień było gorąco. W nocy zimno. Chodzili po wydmach, wspinali się po skałach coraz wyżej i wyżej. Aż doszli na szczyt niewielkiej góry. Spojrzeli na dół, a tam rozpościerała się wielka oaza. Drzewa, krzaki, strumyczki, a dookoła tego wszystkiego góry z masą jaskiń i skalnych chodników.
- Jesteśmy na granicy.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Alice
Tańczący z Postami
Tańczący z Postami



Dołączył: 31 Paź 2005
Posty: 1737
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Niewiasta

PostWysłany: Pon 16:45, 25 Wrz 2006 Powrót do góry

Nastało zbiorowe pojękiwanie, że fajnie, że cudownie.. widać było że wszyscy są zmęczeni. Musieli odpocząć.
Zeszli na dół, Alice od razu położyła się na piasku. Deithe i Fist poszil gdzieś, koło młodej bardki usiadły Tajra i Anubine. Xard od razu zasnął. Finch i Drago zaczęli wymieniać poglądy na temat jakiejś dziwnej rośliny. Po kilku chwilach wszyscy spali. Nadal jednak brakowało Deithe i Fistana.
Gdy się obudziła, było już ciemno. reszta kompani jeszcze spała, więc nuciła sobie przez chwilkę jakąś piosenkę z nudów. Gdy druga bardka wstała, obydwie rzuciły się na resztę drużyny i hałaśliwie ich obudziły. Tak zastała ich księżniczka.
- Już czas.
Finch rozejżał się półprzytomnie i stwierdził z dziwną nutą w głosie -nie ma Fistana i Deithe. Bez nich nie idziemy - i z uśmiechem na ustach położył się na piasku. Wcale nie kwapiło im się do wejścia na granicę.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
 
 
Regulamin